Wracamy, po najdłuższych podróżach wracamy, pełni wrażeń i pomysłów na kolejne podróże. Tym razem rzuciło mnie znowu na Bałkany, ale trochę bardziej na wschód, tak, żebym mógł zmienić strefę czasową. Bułgaria, a po drodze Serbia i Rumunia. O ile Bułgaria zachwyca nieodmiennie pięknym Nesebyrem czy dobrym jedzeniem, bo już zupełnie nie pełnym chały i kiczu Słonecznym Brzegiem, o tyle moje peregrynacje po Rumunii stały pod znakiem zapytania od samego początku. Poliszynel mówi, że nie warto tam jeździć, złe drogi, hordy brudnych dzieciaków żebrzących na ulicach, złowroga policja. Nic najbardziej mylnego, drogi nie są wcale w gorszym stanie niż w Polsce, a te główne są jakościowo lepsze. żebraków taka sama liczba jak w Polsce, ni mniej, ni więcej, przeważają tak jak u nas Cyganie (Romowie), a policji ani razu nie widziałem w jakiejś dziwnej akcji. Nocowałem w Mamai - powoli się rozwija, mają super kolejkę gondolową. Koszmarem była obwodnica Bukaresztu - ale zapraszam na polskie obwodnice - ale widać, że coś z tym robią. Pobyt trzydniowy w Moieciu de Jos (tuż przy Branie w Transylwanii) to oddech, oaza spokoju, cudowni gospodarze (przywitanie palinką, bogate śniadania z miejscowych produktów), niesamowita właścicielka restauracji, która (jej lokal tego dnia był zamknięty) zawiozła nas do bardzo dobrej restauracji swoim samochodem (odmawiając zapłaty) i zaprosiła następnego dnia do siebie. Przepiękny Braszów (Brasov). Cudowny pobyt w Sighisoarze w zjawiskowym hoteliku Vila Franka i wspaniałe obiady i śniadania w restauracji Rustic tuż obok, a przede wszystkim pozbawiony blichtru i komercji urok starówki w mieście narodzin Vlada Tepesa. Dopełnieniem tego był bajeczny obiad w Restauracji Queen's Pub w Oradei i wspaniały właściciel Avalon Camere (Pokoje Avalon), u którego pobyt to wspaniałe przeżycie.
Marzę o powrocie do Transylwanii, gdzie życie płynie spokojnym rytmem.
Mulţumesc, România
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz