poniedziałek, 30 maja 2011

Ice cucumber

Maj ma się ku końcowi, jutro jego ostatnie tchnienie, gorąco podobne. Od prawie dwu tygodni, mówiąc kolokwialnie, opieprzałem się na blogu. Mało pisałem, w maju to dopiero mój trzeci post. Więc do rzeczy:
1. Barack Obama odwiedził w przelocie moją ojczyznę (matczyznę, synczyznę) i wywołał bliżej nieokreślony popłoch na ulicach stolycy, pusto tam było, jakoś smutno, nawet "krzyżowcy" gdzieś się zawieruszyli, przemykał tylko Prezio z jakimś ponoć super prawdziwym (made in Macierewicz) memoriałem.  Zapewne teraz w Kongresie i Białym Domu deliberują na temat: co autor miał na myśli.
2. Program RR (Rozmowa Rymanowskiego) zaczyna przypominać park jurajski - coraz więcej w nim dinozaurów i tematy raczej z dziedziny wykopalisk. Jak jego autor przyczepił się do Smoleńska to odczepić się za hu-hu nie może. Paleontologia pełną gębą - tak swoją drogą, czy jego plenipotenci nie widzą, że coraz częściej widzowie, gdy tylko wybija 21.00 szybko przełączają na National Geographic tudzież inne Discovery, bo i tam mówią więksi znawcy zamierzchłych dziejów i dinozaury jakby żywsze.
3. Matury się skończyły, nie czas żałować róż. Egzaminy te schodzą coraz niżej, albo tak jak z chemii są konstruowane na poziomie studenta III roku tego kierunku, albo tak jak z polskiego uwłaczają kulturze i inteligencji piszących i uczących. Czy ktoś dojrzy, że czas na przewietrzenie - takie z przeciągiem - listy lektur, większą dowolność w ich doborze itp. itd. Nie, wierzcie mi, nikt tego nie chce widzieć. Marzy się szkoła nowoczesna, ale nie da się jej robić czytając ciągle jakieś XIX wieczne kobyły, współcześni absolwenci liceum nie wiedzą niczego o literaturze współczesnej - bo po prostu nie ma na nią czasu - jeśli sami wiedzeni jakąś przemożną siłą nie sięgną po nią.
4. Za zachodnia granicą ogórkowy horror, rodem z Hiszpanii - czy oni się tam nie myją? Nawet nie chcę myśleć, kto pakował te warzywa i co wcześniej czynił tymi rękoma. Jedzmy warzywa polskie, od baby z jarmarku (chyba, że kupiła w hurtowni od jakiegoś importera, ale kto to sprawdzi?).

wtorek, 17 maja 2011

Dzień Matki blisko

Słuchałem dzisiaj muzyki - różnej, tzn. takiej, którą lubię, która w jakiś tam sposób mnie porusza. Przypominał starsze kawałki, usiłowałem śpiewać ;) I ani się obejrzałem a tutaj prawie 22.00 a ja tak dawno nie pisałem na blogu. Zmęczenie wiosenne.
Kilka dni temu przeczytałem, że Pani J. Kaczyńska wystosowała do swego syna J. Kaczyńskiego chwytające za serce posłanie o tym, by nie latał samolotem i uważał na drodze, bo drugiego syna stracić nie chce. Te słowa słał w świat bodajże SE (Super Expres). Chwyciłem się za głowę, oto temat na pierwszą stronę tego brukowca. Ciekawe czy są tam też wyznania matek tych,co zginęli w tym strasznym busie gdzieś w drodze do pracy. Daję głowę, że nie ma. Nie odbieram Pani J. Kaczyńskiej prawa do bólu, troski i miłości matczynej - ale, o losie, inne matki mają podobne uczucia i też tracą dzieci. Nikt się ich losem nie przejmuje, nikt nie przekazuje ich słów, są gorsze? To, że SE umieszcza takie niusy na pierwszej stronie, to ich zbójeckie prawo, przecież nie musimy sięgać po tego szmatławca. Ale że przedrukowują go portale internetowe i umieszczają w czołówce wydarzeń, to już zakrawa na jakąś izauryzację...
Wiosna. Wiosna. Ach to Ty!!!

wtorek, 10 maja 2011

Refleksje po przerwie.

Dawno, dawno niczego nowego nie napisałem. Matury pełną parą. Europejska Konferencja PTPI tuż, tuż - ale nic mnie nie usprawiedliwia.
Właśnie Konferencja. Wydawałoby się, że to wydarzenie ważne, ciekawe, ale chyba my w Polsce wolimy Smoleńsk, niż radość bycia z innymi i wspólne działanie. Boli trochę, że młodzi ludzie (nie wszyscy oczywiście) dzisiaj tacy interesowni i robią tylko to, co się im opłaca. Będą profity, to może wezmę udział. Mimo swego wieku jestem chyba bardziej spontaniczny - a może mój pogląd jest nieco anachroniczny.
Dzisiaj grom z jasnego nieba: Arłukowicz w rządzie platformerskim. Szczerze, to nie umiem pojąć jego wolty. Czyżby słynna "wadza" pachniała aż miło. Ale przecież stroi się w piórka społecznika. Poobserwujemy, zobaczymy, nie skreślam gościa ad hoc i a priori.
Ponad tydzień temu gruchnęła wieść: Osama nie żyje. Czy miałem jakąkolwiek satysfakcję? Nie, raczej absmak z celebrowania zabicia mitycznego terrorysty i troszeczkę skojarzeń z Orwellowskim "1984". Naprawdę. Bo to przecież chwyt był jedynie propagandowy, co zmieni bowiem śmierć jednego terrorysty, gdy po ulicach (też w Polsce) takich podpalaczy chodzi tysiące.
Obiecuję poprawę.