czwartek, 21 kwietnia 2011

Po podróży

Ile w nas jest kompleksów. Ile chęci pokazania mimo wszystko innym, że jesteśmy od nich lepsi. Mam za sobą dzisiaj średnią pod względem długości podróż samochodem tuż za naszą południową granicę i do Ustronia. Sporo się naoglądałem i coraz lepiej rozumiem, dlaczego taki (mało sympatyczny) odruch wywołują polscy kierowcy za granicą. Krótko mówiąc, większość z nich to cepy, choć mienią się doktorami, magistrami, biznesmenami, nauczycielami, lekarzami itp. Jakie są ich (nasze?)główne grzechy?

  1. Pewna prawidłowość, że większość polskich kierowców zaczyna przyśpieszać tuż po minięciu znaku ograniczenia prędkości lub zbliżając się do skrzyżowania z sygnalizacją świetlną. Nieważne, że świeci czerwone. Trzeba być pierwszym.
  2. Gros z nas uważa się za najlepszych kierowców pod słońcem, wręcz ekwilibrystów, kierują, zmieniają biegi, palą papierosa, rozmawiają przez komórkę i ... tak w nieskończoność.
  3. Kochamy dzieci, dzisiaj kilka razy widziałem, jak kochające mamusie na drodze szybkiego ruchu pruły z prędkością 140 km/godz. (można 110), rozmawiając ze swoją pociechą usadowioną na przednim miejscu. Dziecko ledwo dotykało nosem kokpitu, próbując coś zobaczyć.
  4. Specjalnie liczyłem, podczas podróży (około 250 km) dwudziestu trzech kierowców złamało przepisy, wyprzedzając w miejscach zakazu wyprzedzania.
  5. Bardzo "odważnym" był kierowca autobusu do Jastrzębia Zdroju (rej. ST itd. godzina około 11 gdy wjeżdżał do Żor), jadący z pasażerami z prędkością około 120 km/godz. (co najmniej) i wyprzedzający samochody osobowe.
  6. Pewna damulka w samochodzie z wiedeńskimi rejestracjami (ale Polka na bank), według niej, prestiżowym (tak sądzę), trzymając peta w usteczkach wyprzedzała wszystkich na odcinku, gdzie było ograniczenia do 70 km/godz. (z prędkością co najmniej 11-120 km/godz). Bardzo przy tym marszczyła wyliftingowaną twarzyczkę, gdy inni stosowali się do tego ograniczenia.
  7. I tak mógłbym jeszcze pisać bez końca, o facecie postury hipopotama w Ustroniu, chcącym mnie wyprzedzić przed szpitalem, ale rezygnującym z tego, gdy się okazało, że ja w lewo pod ten szpital będę podjeżdżał.
  8. O kierowcach tirów (wal w osobówkę) jadących z prędkością znacznie przekraczającą dozwoloną dla nich.
  9. O błagalnych oczach przechodniów, którzy usiłowali przejść przez jezdnię, ale tam panem jest kierowca.
  10. ITP. ITD.
Z czego to wynika?
  1. Z kompleksów osobistych (nieudane życie, nieudany seks, zdradzone żony i zdradzeni mężowie, kompleks wielkości i małości - dosłownie i w przenośni)
  2. Zaszłości historycznych, które powodują, że to, co zabronione jest cool, to co godne człowieka i kierowcy jest passé.
  3. Z tego, że np. obywatele Szwajcarii czy Szwecji są dumni ze swojego kraju i bycia jego obywatelami. Uważają, że ważną rzeczą są powinności i obowiązki obywatelskie, a do takich należy np. zgłoszenie faktu pojawienia się pirata, czy raczej debila drogowego. U nas poczytywane to jest za donos albo konfidencję.
Obnosimy się z żałobą na pokaz, przenosimy krzyże i namioty, przykręcamy Rosjanom na ich terenie, w ich kraju, bez ich zgody różne tablice, ale nie potrafimy normalnie żyć, cenić swego państwa, nie przez wymachiwanie szabelką, odgrażanie się sąsiadom, stawianie kolejnego trzysta entego pomnika JPII. No, bo jeśli Polakiem pełnym cnót się mieni być ktoś, kto jeździ po drogach (złych) polskich z prędkością dwa razy przekraczającą dozwoloną, jednocześnie zgarniając do kieszeni 304 € za wizytę kilkuminutową w sejmie i wyzywając innych od potomków dziadków z wermachtu, to ja nie wróżę temu społeczeństwu dobrej, europejskiej przyszłości.
Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz