niedziela, 27 marca 2011

Hypatia i tak dalej...

Nie wiem, choć to z mojej strony jedynie krygowanie się, dlaczego takie emocje wywołuje we mnie po raz kolejny obejrzany film Alejandra Amenabara "Agora".
Przecież tak niewiele wiemy o Hypatii, czytałem - chyba u Deschnera, tego współczesnego Woltera -że została zamordowana przez hordy fanatycznych chrześcijan w Aleksandrii w IV wieku. Tak, tak dzisiaj boimy się tego, że powiedzenie prawdy o fanatycznych wyznawcach Chrystusa nie jest poprawne politycznie, do woli o fanatyzm natomiast oskarżamy muzułmanów, judaistów czy wyznawców innych religii. Patrzę na to nieco z boku, mogąc określić siebie mianem człowieka postreligijnego. Z przerażeniem odkrywam, że fanatyzmu hydra nigdy nie umiera, tak jak bakcyl dżumy u Camusa. Bo tam, gdzie śpi rozum, budzą się upiory. Zawsze już będę nieufny wobec osób, które z uporem będą twierdziły, że posiadły jedyną rację, choć logicznie rzecz ujmując, musimy przyznać, że tych racji w takim razie są miliony. Boję się natarczywości neofitów, którzy z błyskiem w oczach każą mi wierzyć w coś, czemu przeczy rozum. Nigdy nie zdobędę się na zaufanie ideom ludzi, którzy przekonani o wyjątkowości swoich wierzeń, będą zamykali oczy na fakty, które im przeczą. Że co? Że są rzeczy na niebie itd? Ano są i jesteśmy tutaj, by próbować je wyjaśniać, parząc się i kalecząc miliony razy, a nie zamykać oczy i udawać, że życie jest tylko jakimś wybrykiem nieosiągalnej rozumowo istoty.
Fanatyzm różnych wyznawców doprowadza ten nasz świat do granic jakiegoś obłędu. Już nie będę dzisiaj rozważał problemu, że ludziom areligijnym wmawia się, że to oni winni udowadniać fakt nieistnienia tego czy tamtego bóstwa, demiurga czy jak go nazywają. Problem w założeniu nielogiczny, bo przecież racjonalnie patrząc, udowadnia się istnienie czegoś (np. praw fizycznych itp.) a nie ich niestnienie.
Świat nasz staje się z winy różnej maści zbawicieli, nawiedzonych kaznodziejów, pozbawionych samokrytycyzmu i ślepo ufających tzw. przewodnikom tłumów, światem nieludzkim. Światem, gdzie ktoś taki, jak przedstawiony w "Agorze" Cyryl staje się wzorem.

Wybaczcie, jeśli nie zaufam tym słowom, które ponoć mają w sobie jedyną prawdę:
11 Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. 12 Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. 13 Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa. 14 I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo.15 Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; [będą zbawione wszystkie], jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu - z umiarem. (1 Tym 2, 11-15)
Moimi nauczycielkami przez całe życie były kobiety, od nich (bez względu na ich wyznanie) oczekiwałem rozjaśniania moich wątpliwości i wskazywanie możliwych szlaków. Już to matka, już to moje nauczycielki, wielkie, współczesne Hypatie. I nie ufam gościowi, który tak pisze... Że był świętym. Proszę, nie na tym ma polegać wielkość człowieka, że jednym zdaniem skazuje więcej niż połowę ludzkości na los gorszy, niż ta część, do której ów 'nauczyciel" należy. Wiem, jestem dość osamotniony w moim widzeniu. Ale czy dlatego mam udawać, że myślę inaczej. 
Nie obchodzi mnie, kto jest wyznawcą jakiej religii, w co wierzy, albo, że nie wierzy w ogóle. Dopóki nie mówi, że tylko on ma rację. Wtedy zaczynam mu nie ufać. Bo moja racja wcale nie musi być Twoją racją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz