Przeglądam komentarze wystawiane przez internautów pod artykułem, w którym pan M. Błaszczak (kojarzycie go choć trochę, pisałem już i nim), mierny, ale wierny chwali "dorobek" Lecha Kaczyńskiego i zapowiada stworzenie (wg teologów stworzenie oznacza zbudowanie czegoś z niczego) instytutu imienia tego właśnie prezydenta. Nazywa zmarłego w katastrofie (zresztą mówi o poległym prezydencie, jakby zginął w jakiejś bitwie o niepodległość) polityka "mężem stanu", na co jeden z internautów pisze, że L.K. "mężem był, ale czarownicy", jak nazwał żonę byłego prezydenta guru Jarka i PiS ojczym, pardon, ojciec Rydzyk.
Kolejny forumowicz stwierdza, że "Umarłego nie ożywią dziesiatki pomników i rond, ponieważ nie dokonał dosłownie (niczego). Oprócz pseudopatriotycznych sloganów ten człowiek nie wniósł żadnych wartości, a kojarzy się tylko (z) eurofobią i wetowaniem." Nic dodać, nic ująć, pisowcy zaklinają rzeczywistość, jakby nie pamiętali, że na arenie międzynarodowej L.K. był zaledwie tolerowany i nieodłącznie kojarzony ze swoim bratem bliźniakiem.
Zastanawia mnie fakt, że w Polsce po śmierci ludzi, którzy w swoim czasie byli na świeczniku, tak często dodaje im się znaczenia, próbuje wymazać ich małostkowość. Pamiętam, gdy doszło do katastrofy pod Smoleńskiem, jedna z nauczycielek powiedziała do mnie: "I jak się teraz czujesz? Krytykowałeś przecież Kaczyńskiego." Odpowiedziałem, że nie zmieniam o nim zdania, natomiast szanuję urząd, bo w katastrofie zginął prezydent państwa, którego jestem obywatelem.
L.Kaczyński nie był wielkim prezydentem, nie był nawet dobrym prezydentem, kłócił się o stołki, więcej ciepłych uczuć miałem dla jego żony. Natomiast o nim zawsze będę myślał, że dał się łatwo sterować bratu. I nic tutaj fakt jego śmierci nie zmieni.
Tak samo, jak nie przestanę dobrze myśleć o Izabeli Jarudze - Nowackiej, kobiecie bezkompromisowej, która zginęła w tej samej katastrofie. Fakt jej śmierci nie wymaże jej zasług i dokonań, bezkompromisowości i otwartości, a fakt śmierci Lecha Kaczyńskiego nie spowoduje, że raptem stanie się on mężem stanu i wybitnym myślicielem, którego imieniem można by nazywać instytuty.
Nie dajmy się zwariować!
Lech Kaczyński wielkim mężem był i nas zachwyca. Nie zachwyca? Jak to, nie zachwyca? Ma zachwycać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz