wtorek, 1 marca 2011

Pisanie hagiografii

Prezes PiS chwalił natomiast Radio Maryja, że w nim w debata publiczna jest nadal możliwa oraz, że jest na poziomie, ale to tylko wyjątek. Według Kaczyńskiego poziom debaty publicznej jest fatalny. - To poziom pyskówki, poziom którego nie jesteśmy w stanie dłużej tolerować. To jest skierowane przeciwko jednej sile, przeciwko Prawu i Sprawiedliwości - mówił w Radiu Maryja.(onet.pl)

I szczerze pisząc, nie powinienem już niczego dodawać. Ale spróbujmy przyjrzeć się tej wypowiedzi.
  1. To, że chwalił Radyjo mnie nie dziwi, przecież wkrótce wybory, a głos Rydzyjka nie jest do przecenienia dla Pana Prezesunia. 
  2. Debata publiczna w RM nadal jest możliwa, głosi JK, jeden z największych demagogów i człowiek przekonany o swej doniosłej, historycznej roli. Powinno się dawać na lekcjach teorii literatury ten przykład jako najbardziej wyrazisty oksymoron - DEBATA PUBLICZNA W RM.
  3. Radyjo jest na poziomie, pytanie tylko jakim poziomie. Morze Martwe też jest na poziomie - w końcu gdyby nie było na poziomie, to w ogóle by go nie było. Wypowiedz Pana Prezesa też jest na poziomie, na poziomie tym, co zawsze.
  4. Że Radio M jest wyjątkiem, chyba nikomu nie trzeba uświadamiać, ja bym raczej zastosował synonim: WYBRYK, WYNATURZENIE.
  5. Małe pytanie do PiSowców: dzięki komu debata zeszła do poziomu pyskówki... Pytanie retoryczne, Pan Prezes zna odpowiedź. A że jest ona daleka od prawdy, tym gorzej dla prawdy.
  6. Jest jeszcze coś o tolerowaniu... To może przywołajmy wypowiedzi świty Pana JK: Prezes może więcej, on przeżył tragedię. Co w takim razie powinni mówić krewni tych z busa, ludzie, którym zamordowano najbliższych, wszyscy (literalnie wszyscy) mają do tego prawo, jeśli Prezes je ma.
I znowu Gałczyński się Państwu kłania:
Hagiografia
Przeziębiony. Apolityczny.
Nabolały. Nostalgiczny.
Drepce w kółko. Zagląda.

Chciałby. Pragnąłby. Mógłby. Gdyby.
Wzrok przeciera. Patrzy przez szyby.
Biały Koń? Nie, śnieg pada.

Wszystko krzywe. Wszystko nie takie.
Na ziemi znaki. Na niebie znaki.
Przepraszam, a gdzie kometa?

Cipciuś z Londynu pisał przecie
w wielkim sekrecie o komecie.
Kometa. Ale nie ta.

Więc obrażony. Więc zatruty.
Wszędzie za późno. O dwie minuty.
O dwie minuty. We śnie.

Mieli przyjść szosą. Gdzie ta szosa?
Jak gdyby włos wyrywał z nosa,
uśmiecha się boleśnie.

Więc leżąc krzyżem, zadecydował.
Stanął na głowie. Spuchła mu głowa.
Żegnajcie, dzieci, żono!

I paszkwil rąbnął na pewna pralnie,
że w pralni było niekulturalnie
i że go znieważono.

A teraz co? Teraz się martwi.
A może klasztor? Może do partii?
Lecz tu czy tam - migrena.

Boczną uliczką, zaułkiem krętym
idzie pod wiatr ten polski święty
z fortepianem Szopena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz