środa, 2 marca 2011

Miara

Opowiem pewną historię, która zdarzyła się naprawdę. Nie będę ujawniał personaliów, ani oceniał. Jeszcze w zamierzchłej, komunistycznej (?) przeszłości Polski, jakieś 30 lat temu, grupa przyjaciół zbierała się, by pojechać na długo wyczekiwaną wyprawę - planowali wyruszyć w daleką podróż: wtedy tak się wydawało. Z Katowic do Lewina Kłodzkiego. Przez cały rok zbierali fundusze (mieli po około 18-19 lat), robili zapasy papierosów (były wtedy na kartki, jak większość towarów na tzw. rynku), pożyczali namioty itp. W końcu wyjechali, podróż była długa, pociąg niósł ich w stronę Gór Stołowych, wlokąc się niemiłosiernie. Droga z Kłodzka do Lewina przeciągała się w nieskończoność. Ale w końcu dotarli...
Pole namiotowe zachwyciło ich, choć dzisiaj niekoniecznie chcielibyśmy złożyć się tam do odpoczynku, ale czego trzeba było więcej - byli młodzi, było słońce, niedaleko basen, mieli humory i zupełnie niedawno stali się wielbicielami już dawno przebrzmiałej kultury dzieci - kwiatów. W dzień wędrówki, basen, wyprawy do Kudowy (wtedy wydała się im ekskluzywnym miejscem, w którym wypoczywali bogaci i ustawieni). Wieczorami i nocami zabawy przy gitarze, ognisku i piwie. Był pewnie tylko jeden jego gatunek, ale jak smakowało. I mógłbym tak pisać w nieskończoność: bo poranna kanapki z tego, co udało się zdobyć w pobliskim geesie, bo smak mandarynki w płynie, od wielkiego dzwonu sztach carmenem, to wszystko pozostało do dzisiaj w mojej pamięci. Tyle lat temu, w tamtej szarej rzeczywistości rzeczy smakowały inaczej, chyba lepiej... Dlaczego?
Bo ich zdobycie często graniczyło z cudem (choć w te akurat nie wierzę), bo, choć od przybytku głowa nie boli, to warunki pozwalają docenić wartość tego, co się ma.
Rodzice często mówili mi wtedy, że winno się szanować to, co się ma, to, co zdobywamy z wysiłkiem, a nie to, co przychodzi nam z łatwością. Ale świadomość tego przychodzi z czasem. Wtedy wydawało mi się to dość abstrakcyjne, choć widziałem, ile mamę kosztują wysiłku i zachodu codzienne zakupy, nie mówiąc już o poważniejszych zakupach. Dzisiaj wiem, że warto się trochę wysilić, warto samemu upiec chleb, poczęstować kogoś samodzielnie zrobionym posiłkiem, otworzyć swoje myśli na innych, bo to wszystko czyni nas trochę ponad tym bagnem, gdzie forsa wszystko może...
Tak mnie naszło dzisiaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz