Wśród dzisiejszych wiadomości kilka przykuwa moją uwagę. Jedna budzi we mnie poczucie bezsilności. To sprawa Heny z Bangladeszu, czternastolatki oskarżonej przez starszyznę wioski i imama o cudzołóstwo. Jej matka mówi, że była nawet za mała na to, by wyjść za mąż, a co dopiero mówić o czymś tak chorym, jak cudzołóstwo.
Dziewczynka została zgwałcona prze swojego dużo starszego krewnego, gdy krzyczała i błagała o pomoc, żona tego zwyrodnialca pobiła ją i oskarżyła. "Mądrzy" starcy i przewodnik duchowy, czyli imam nałożyli na nią fatwę i skazali na 101 jeden razów biczem. Ubiczowana, Hena zmarła tydzień potem w szpitalu. Rodzice patrzyli na jej kaźń. Zmarła, bo nie miała prawa się bronić, bo chore religijne zasady już na samym początku dały przewagę jej oprawcom. Zawsze tak jest, gdy religia bierze górę nad rozsądkiem i zwykłymi, ludzkimi odruchami.
Trudno o tym pisać, gdy zdajemy sobie sprawę z naszej bezsilności, gdy nie możemy zrobić niczego poza wyrażeniem naszego oburzenia.
Rozglądam się wokół siebie i widzę ludzi, którym widzenie drugiego człowieka przesłaniają względy religii, gdy patrzy na niego jak na innowiercę, czyli kogoś, kto błądzi.
Kto dał nam prawo do osądzania innych według zasad ustanowionych przed 2000 lat. Czy te zasady są niezmienne tylko dlatego, że paru stetryczałych impotentów tak sobie ustaliło? Te pytania nie dają mi spokoju. Medycyna czyni postępy, technika ułatwia nam życie, a my jak gdyby nigdy nic wmawiamy sobie i innym, że to, iż kobieta nie chcę żyć ze zwyrodnialcem w "pobłogosławionym" związku stanowi o jakimś wyimaginowanym jej grzechu. Ludzie, którzy teoretycznie wyrzekli się seksu, chcą nas o tym seksie uczyć - to tak, jakby człowiek nigdy nie umiejący kierować samochodem założył szkołę jazdy i sam był w niej głównym instruktorem.
Po co nam przewodnicy duchowi kierujący się regułami niewiele mającymi wspólnego ze współczesnym światem. Ileż to istnień ludzkich przepadło, bo nauczono ich, że gorszą rzeczą jest seks z prezerwatywą niż wirus HIV. Jak długo jeszcze będzie się nam wmawiać, że dobro i sprawiedliwość są nierozerwalnie złączone z doktrynami religijnymi. Nie widzę powodu, by ludzie, którzy są o tym przekonani, wierzyli w to. Ale nie widzę również powodu, by zmuszali do swoich zasad tych, którzy w to nie wierzą.
W dzisiejszych doniesieniach z Libii nieśmiało przebija się wiadomość, że wśród rebeliantów - przeciwników Kadafiego jest wielu członków Al-Kaidy i Hezbollahu. Oby się wkrótce nie okazało, że "stryjek zamienił siekierkę na kijek". Ani Wam, ani sobie tego nie życzę.
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz